Tucholski zlot odwiedzam nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. To impreza zróżnicowanych oldtimerów i youngtimerów, na której chyba każdy fan zabytkowych aut lub jednośladów znajdzie coś dla siebie.
Pogoda nie rozpieszczała, ale mimo to udało nam się prześlizgnąć między jednym, a drugim opadem deszczu. Choć obecni na imprezie byliśmy tylko jednego dnia, nie ogranicza się ona do wystawy w parku w niedzielne południe. Równie ważny jest rajd, na który pierwsze załogi meldują się w czwartek.
Wydarzenie organizowane jest przez Stowarzyszenie Pojazdów Zabytkowych Dragon. W tym roku odbyła się jubileuszowa, dwudziesta edycja pikniku, który już na stałe zapisał się w kalendarzu imprez motoryzacyjnych w północnej części Polski.
Prezentowane klasyki były bardzo zróżnicowane, czasami na zaskakująco wysokim poziomie. Między maluchami i dużymi fiatami mogliśmy wypatrzyć na przykład Buicka z 1918 roku, który wzbudzał duże zainteresowanie. Po wejściu na teren parku, zwiedzający mieli świetną okazję do porównania dwóch egzemplarzy Volvo P544. Było też kilka beczek – jedną z nich przyjechała załoga Zabytkowi.com, której już dawno nie widziałem i cieszę się z tego spotkania. W przypadku modelu W123 obecne były również dwie wersje coupe – z tego co pamiętam, obie wyposażone w klimatyzację, która nie jest taka oczywista w tym modelu w europejskiej wersji.
Dzięki rozmowom prowadzących imprezę z właścicielami aut, mogliśmy m.in. poznać historię niebieskiej syrenki, która przeszła generalny remont i przyjechała bez problemu, o własnych siłach na imprezę. Warto było obejrzeć: Opla GT, który nie jest częstym gościem takich wydarzeń, Fiata 600, a obok Volkswagena T2. Był też autobus 'Ogórek’ do którego każdy mógł wejść, a na dokładkę kilka maszyn rolniczych i trochę więcej klasyków wojskowych. Jak napisałem w tytule, motoryzacyjną pasję czuć było w powietrzu i dla niej warto do Tucholi przyjechać za rok.