a

Mini Morris

Mały Wielki Klasyk

klasykami.pl

17 stycznia, 2017

W sytuacji gdy siedzisz na fotelu pasażera, masz prawie 2 metry wzrostu, a w zakręcie „lecicie” około 90km/h masz mieszane uczucia. Może życie nie przelatuje ci przed oczami, ale serce zaczyna bić szybciej. To wszystko dzieje się na pierwszym zakręcie. Na drugim i kolejnych zaczynasz sobie uświadamiać, o co chodzi z tym pasmem pozytywnych opinii na temat jazdy i zapewne prowadzenia, co było kluczem do sukcesu Mini w rajdach.

W Mini Morrisie czułem się jak w najmniejszym samochodzie na świecie, który wręcz cieszył się z każdego pokonanego metra drogi. Moment! Jak samochód może się cieszyć? Tego nie wiem, ale Miniak powoduje uśmiech u każdego, a samochód wydaje się uśmiechać. Z Mercedesami, BMW, Jaguarami tego nie doświadczycie. Jasne, radość z jazdy autami tych marek to niewyobrażalna kompozycja najlepszych emocji, jakie może wzbudzić w nas przejażdżka samochodem, ale są to raczej poważni Panowie. Mini jest zupełnie inny! Kiedy pierwszy raz usiadłem w środku – choć nie było zbyt dużo miejsca – pomyślałem, że kabina się powiększyła w ułamku sekundy. Stojąc obok ma się wrażenie, że jest znacznie ciaśniej, gorzej niż w rzeczywistości. Czy jest komfortowo? Na weekendową przejażdżkę to świetny wóz. Dalsze trasy lub użytkowanie go na co dzień? Wybrałbym coś innego.

Pod maską tego konkretnego Miniaka ze zdjęć pracuje silnik o pojemności 1 litra. Uuu malusio… ale wóz wcale nie jest wolny. Nie jest też rasową wyścigówką, jednak radzi sobie bardzo dobrze, a jego atutem jest jazda w zakrętach. Przy wyższych obrotach nie ma sensu włączać radia. Ten instrument pod maską wydaje ciekawy, charakterystyczny dźwięk i w sumie nie jest cichy. Kiedy mogliśmy go wkręcić na konkretne obroty, można powiedzieć tylko jedno: jest fajnie! Też dlatego, że drogę przemierzamy jak w żadnym innym klasycznym wozie. Maska jest długości ramienia, od szyby dzielą cię centymetry, czujesz prędkość, którą dodatkowo kumulują rozmiary auta.

Początek jednej z najlepszych konstrukcji w historii motoryzacji miał miejsce w kwietniu 1959 roku. Właśnie wtedy świat ujrzał Morrisa. Na początku samochód nazywał się Austin Seven, ale także Morris Seven – znany był pod dwiema nazwami, podobnie jak później Cooper. Założenie było proste: stworzyć małe, ekonomiczne auto, do którego wejdą cztery osoby i dojadą z punktu A do punktu B. Na dodatek w latach pięćdziesiątych pojawił się kryzys paliwowy (który był głównym powodem zbudowania Mini) i trzeba było główkować nad zbudowaniem tańszego pojazdu. W efekcie powstał najlepszy samochód małych rozmiarów, którego można śmiało nazwać prekursorem dla wszystkich małych limuzyn. Serio – limuzyną. Błędem byłoby porównywanie tego samochodu do naszego Fiata 126p. Jeśli kiedyś mieliście okazję przejechać się Maluchem, to przesiadając się do tego małego Anglika poczujecie się jak w aucie klasy wyższej. Jedynym, co może łączyć pierwsze egzemplarze i 126p, to mizerne osiągi. Kto by wtedy pomyślał, że Mini może stać się malutkim sportowym autem? Był jeden gość, który zauważył niebywałą przyczepność Morrisa! John Cooper, człowiek, który był konstruktorem Formuły 1, dostrzegł drzemiący potencjał w tym małym autku. Jakby się tak zastanowić, to Mini samo prosiło się o jakiekolwiek udoskonalenia – pod maską mieliśmy 34 konie, które rozpędzały Miniaka do zawrotnych 115 km/h, a i z górki osiągnąłby może 120. Na dodatek, aby stówa pojawiła się na liczniku, potrzeba było… pół minuty. Cooper, przy współpracy z projektantem Mini – Alecem Issigonisem, który otrzymał za Mini tytuł szlachecki – stworzył sportową wersję, później nazwaną Mini Cooper. Sam Issigonis widział w Mini jedynie małe rodzinne autko, dlatego pomysł został przedstawiony wyżej w BMC. Sir George Harriman – dyrektor wykonawczy – również nie był przekonany co do sukcesu projektu. Wątpliwości miał nawet co do tego, czy uda się sprzedać 1000 sztuk potrzebnych do uzyskania homologacji, ale ostatecznie Harriman zgodził się na podjęcie produkcji. Popyt okazał się ogromny, a Mini-Cooper był strzałem w dziesiątkę.

Stare spotyka się z nowym. W 2001 roku pojawiło się nowe, odświeżone Mini. Ciężko mi porównywać oba auta. To zupełnie dwa różne światy. Ja osobiście w starym Mini widzę faceta, który pędzi w tym małym pudełku. A w nowym Mini? Młodą kobiete malującą rzęsy, rozmawiającą przez telefon szukając odpowiedniej muzyki do jazdy. Zupełnie inny klimat…

Własny pomysł na wnętrze wcale nie musi oszpecić klasyka. Tutaj kratka rodem z Golfa GTI. Moim zdaniem pasuje, a same fotele są genialne. Mógłbym je wstawić u siebie do pokoju, a jeśli już mają być w aucie to musicie wiedzieć, że trzymają w zakrętach. Zwróćcie uwagę na kąt pochylenia kierownicy.

Jego pojemność to niecały jeden litr. Demonem prędkości nie jest ale i tak przy wadze 650 kilogramów samochód jest żwawy. Prędkość maksymalna to 129 km/h. Z drugiej strony w takim aucie nieważne jak szybko i w ile sekund. Tutaj istotne jest w jaki sposób i czego doświadczamy, a doświadczenia są mocno pozytywne powodujące lekki strach z jednoczesnym uśmiechem na twarzy. Charakterystyczny dźwięk przy wyższych obrotach będę pamiętał długi czas. Szalone 55 koni mechanicznych!

W latach 60. Morris startował w Rajdach Monte Carlo – zwyciężał w 1964, 1965 i 1967. Był to model Mini-Cooper S, który, podobnie jak Cooper, różnił się od zwykłego Mini nie tylko osiągami, ale także prowadzeniem i sterowaniem. Był to idealny samochód, który mógł być użytkowany zarówno jako „zwykły mieszczuch”, jak i równie dobrze, jeśli droga nie była długa i prosta, mógł pokonać większość dużych maszyn. Odróżnienie zwykłego Mini od Coopera w niektórych przypadkach może być wręcz niemożliwe. Często jedynie wprawne oko dostrzeże subtelne zmiany. W Cooperze S montowano trzy silniki: 1071 cm3, 970 cm3, 1275 cm3. Ten ostatni był produkowany najdłużej i najlepiej się sprzedawał. Mini z tym konkretnym silnikiem rozpędzało się do około 160 km/h, osiągając setkę w 11 sekund. To właśnie z pojemnością 1275 cm3 Cooper S miał na koncie największe sukcesy w rajdach. Standardowo posiadał 76 KM, ale przy odpowiednich modyfikacjach można było osiągnąć aż 130 KM. W tak małym aucie tak duża moc to więcej niż imponujące.

Produkcja rozpoczęła się w 1959 roku, a zakończono ją w 2000 roku. Po drodze była przerwa, ale popyt na ten samochód był ogromny – warto dodać, że w momencie zakończenia produkcji Coopera na początku lat 70. sprzedawał się tak samo dobrze jak na początku produkcji.

W swojej historii Mini miał wiele wersji specjalnych, w tym wersje Cabrio, Pickup’y i inne. Na zdjęciach prezentowany jest Mini Morris Red Hot, wyprodukowany w 1988 roku. W sumie wyprodukowano 3000 egzemplarzy, z czego 2/3 tych aut posiadało kierownicę po lewej stronie. Samochód przeszedł profesjonalną renowację w 2016 roku. Zobaczyć, wsiąść i przejechać się czymś takim to prawdziwa przyjemność.

W miejscu, gdzie miałem przyjemność fotografować te auta, biegnie krótka, ale ciekawa trasa przez las. Do tego dochodzi polska jesień i Mini Morris – to idealne połączenie. Pan Michał, właściciel miniaka, zafundował mi przejażdżkę, którą  będę pamiętał długo. Ten samochód jest stworzony do nieco szybszej jazdy – z nim nie można się nudzić. Po prostu nie da się! Tutaj jedynym, co może pojawić się, nie jest nuda, a zmęczenie. Czy chciałbym mieć Mini Morrisa? To ciężkie pytanie. Zapewne rzadko bym nim jeździł, ale z pewnością dostarczyłby mnóstwo radości. Na pewno Mini to najbardziej optymistyczny wóz w historii. To idealne lekarstwo na depresję.

Tagi:

Dołącz do dyskusji

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Igor
Igor
1 rok temu

Witam, wyprodukowano takich tylko 3000? Byłem właścicielem Red hota od 2005 do 2011. Bardzo mi wspominam ten samochodzik. Jednak nie wiem co się teraz z nim dzieje

Artykuły

Zlot Mercedes-Benz w Toruniu: Fotogaleria od Klasykami.pl

Zlot Mercedes-Benz w Toruniu: Fotogaleria od Klasykami.pl

klasykami.plSłoneczny dzień. Tak naprawdę pierwsze w pełni słoneczne i wiosenne dni. Czas start na zloty! Złot Mercedesów w Toruniu dla mnie jest pozycją obowiązkową. Canon naładowany, uśmiech na twarzy, W124 odaplone aby dowieźć na miejsce. To był udany dzień. Zlot...

5 1 vote
Article Rating